Muzyka

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Część 1 : Rozdział 1 "Odnaleziona"

Biegłam. Biegłam. W worku trzymałam jabłka. Wiatr unosił moją pelerynę.
- Hej! Oddawaj te jabłka! - Wrzeszczał za mną jakiś strażnik. Chyba go pojebało. Było napisane "2 worki za 50 złotych monet" to znaczy że jabłka były za darmo, fuckin logik. 
- Ale było przecież napisane! Jabłka za darmo! 50 monet za worek! - Krzyczałam uciekając. Jak zapierdalałam! Naprawdę, osiągam niezłe tępo, gdy uciekam od takich frajerów jak tamci. Zatrzymali się. Chyba dali sobie spokój. Zatrzymałam się i ukryłam za rogiem domu.
- Kto by pomyślał? Córka Króla i Królowej Fereldenu, Szlachetni ludzie, Szarzy Strażnicy... a ona jest taka.... - Usłyszałam jak jeden coś mówi. Zaśmiałam się. Jak mógł uważać że będę taka jak moja matka. Taka.... zadufana w sobie. Uważa że jak raz uratowała świat, ma prawo mną pomiatać. To co że zabiła Arcydemona? Nie boje się jej! Podrzuciłam jedno jabłko i złapałam je jedną ręką. To znaczy miałam taki zamiar ale wtedy belt z kuszy je przebił i przyszpilił do ściany.
- A ja już myślałem że nie będę miał do czynienia z tymi zasranymi wyrzutkami społeczeństwa - Powiedział krasnolud. Blondyn, albo strasznie jasny brunet, na pewno któraś z opcji. 
- Wyrzutkami? Zasranymi? - Jąkałam się. Wyjęłam belt ze ściany i podałam - Sorry, ale jestem córką Króla i Królowej Fereldenu - Powiedziałam.
- Myślisz że to na mnie zrobi wrażenie? - Wsadził sobie kuszę na plecy - Na Biance też to nie robi wrażenia.
- że co? WTF? jaka Bianka? - Wskazał na kuszę.
- To jest moja dziewczynka. Wspaniała towarzyszka. Jest zawsze posłuszna. Zawsze mogę na nią 
liczyć - Patrzył maślanymi oczami na kuszę. Chyba był od czubków. 
- Doobrze. A więc ja idę do swoich codziennych obowiązków. - Spojrzał na mnie jak wykręcałam.
Akurat ojciec szedł z  calutką obstawą. Całe szczęście to on się dowiedział o tej akcji a nie mama.
- Elino Aillo Elestren Cailan - zaczął - Jestem tobą bardzo zawiedziony!- Nie wychodziło i nie będzie mu chyba nigdy wychodzić zgrywanie typa "złego tatuśka". I całe szczęście bo dzięki temu jest dużo fajniejszy od mamy. - Ale naprawdę? Dwa worki pełne jabłek?
- Napisali że dwa worki jabłek pięćdziesiąt złotych monet. Nie napisali że tyle kosztują jabłka, tylko worki. - Wyjaśniłam. Krasnolud zaczął się śmiać. - No cóż, więc jak miałam swoją torbę, to wzięłam w nią nawsadzałam jabłek. Czy to coś złego, że myślę logicznie? 
- Emm.. no.... - Ojciec się jąkał. Jak zwykle podczas rozmowy ze mną. Wtedy u boku pojawiła się mama.
- Masz jakieś wyjaśnienia młoda damo? - Zapytała.
- Wolisz dłuższą czy krótką wersję? 
- Mi to tam wszystko jedno.. - Westchnęła. 
- A więc... - Wciągnęłam powietrze - Kolega upił się w Pod Wisielcem, po czym zaciągnął mnie do straży miejskiej, ale to zupełnie przez przypadek bo mieliśmy zahaczyć o jego dom...- Matka patrzyła na mnie groźnie - Ale to akurat bez związku, no i on na tym komisariacie zaczął biegać i krzyczeć że znalazł wioskę Smerfów, a kapitana przezywał Gargamelem. I ciągle krzyczał "PAPO SMERFIE! GDZIE JESTEŚ DO CHOLERY?" no to walnęłam mu w mordę żeby go ocucić na co on "CO mnie kurwa lejesz? No? Co jest kurwa?" no i po prostu kopnęłam go w czułe miejsce - Ojciec zaczął się śmiać. Mama walnęła go w ramię. - No i strażnicy kazali mi wyjść. A zamek do górnego miasta odcięli mi dostęp bo uznali że daję dupy każdemu, więc dziwki nie przepuszczą no Górnego Miasta. No to co? Byłam głodna, a na tablicy pisało DWA WORKI 50 złotych monet i nie było nawet wzmianki o jabłkach więc miałam przy sobie torbę i nawsadzałam sobie do niego jabłek. - Oczy mamy stały się większe niż kiedykolwiek. Co prawda, zmyślałam. Tak naprawdę chciałam się trochę zabawić i narobić jej porządnego wstydu. 
- Dobrze.. a więc.... Porozmawiamy w domu - Powiedziała i odwróciła się z gracją. 


W TYM SAMYM CZASIE.....

Hawke szedł polem bitwy. Zobaczył martwe ciało. Zamoczył palce w krwi. Była świeża, demon musiał być gdzieś w pobliżu. Zrobił sobie krwią na nosie kreskę. Wyjął scyzoryk. Wystrugał na swoim kosturze pewne znaki. Wszedł po kamiennych schodach na górę. Własnie tam był. W siedlisku jednego z najpotężniejszych demonów. 
- Kim jesteś? - Zapytał go Sakura. Był on potężnym demonem, z głową wilka. Nazywano go Aniołem Plagi. To przez potężne, krucze skrzydła, upięte z tyłu pleców. 
- Jestem Apostatą który cię zniszczy - Powiedział Hawke. Wtedy Demon wystrzelił w niego kulą ognia. Hawke wstawał szybko, lecz zbyt wolno. Demon do niego podszedł i chwycił go w potężną łapę. Ryknął mu prosto w twarz. Oddech potwora cuchnął zgnilizną i śmiercią. Tak, to była zdecydowanie woń śmierci. Zamachną się diabeł potężnie i rzucił Hawke w kąt. Teraz apostata miał potwierdzenia, Sakura był jednym z Dziesięciu. Chciał go zabić. Musiał go zabić. Jako apostata, nie był kontrolowany przez Krąg, więc jego moc była miliard razy większa od mocy przeciętnych magów, ale również wiele razy trudniejsza do okiełznania. Zabrakło mu sił. Jego ostatnie pokłady many złożyły się na zaklęcie znane jako "Moc Stwórcy". Jego oczy, stały się demonicznie czerwone. Podniósł głowę. 
- Olkoon se luojana rangaistus - Powiedział. Z nieba wyłoniły się wielkie ręce. Chwyciły demona i go rozerwały. Teraz piekło było pogrążone w czerwieni. W złej czerwieni. 
- Kolejny demon i silniejszy od poprzedniego - Hawke wstał i z pomocą kostura podążył w stronę Wolnych Marchii. 

Elina

- No ale co ci odbiło? Kraść jabłka? Mogłaś pokazać królewski naszyjnik! - Mama truła mi jak zwykle. Chodziła po moim pokoju w kółko i w kółko i....(w kółko) się zatrzymała. - Nie możesz dłużej się tak zachowywać. Od tej pory możesz podróżować jedynie po zamku, albo jeszcze lepiej! Wywieziemy cię do Orleis! - Krzyknęła. 
- Do Orleis? Nie! - Zaprzeczałam.
- To jedyne wyjście. Leliana tam jest, nauczy cię manier - Powiedziała.
-NIE! Ja nie chcę do snobów! - Jej oczy mnie zgromiły. Chyba naprawdę nieźle się na mnie wkurwiła. 
- To już postanowione. Zdecydowałam już dawno. Niedługo przyjedzie powóz i cię zawiezie do Leliany. Mam nadzieję że tam się zmienisz. Odwiedzę cię za miesiąc zobaczyć jak się masz. Radzę ci, bez żadnych sztuczek typu "Boli mnie głowa". Znam cię. Wiem do czego jesteś zdolna - Powiedziała. Zamknęła drzwi z trzaskiem.
- Pieprzona, Stara, kurwa - Powiedziałam. Usiadłam pod drzwiami. Ukryłam twarz w dłoniach okrytych rękawiczkami.  Moje rękawiczki. Dlaczego tak właściwie je nosiłam? Dlaczego nigdy ich nie zdjęłam? Dlaczego tak właściwie, cały czas odtrącam moją siostrę? Valentina, ona jest już taka dużo. Dorosła. Ostatnio widziałam ją pięć lat temu, na pogrzebie babci. 
- Vilian! Co jej chcesz zrobić? NIE MOŻESZ! - Usłyszałam głos ojca. 
- Idź stąd! Nie chcę z nikim rozmawiać! 
- Nie martw się! Nikt cię nie odwiezie do Orleis! Już ja tego dopilnuję. Ale proszę cię. Otwórz te drzwi - Mówił.
- Elino, dzisiaj wieczorem robimy przyjęcie. Żeby się z tobą pożegnać. Radzę ci się przygotować - Powiedziała matka. Oschle. Jak zwykle, jej ton w stosunku do mnie był ostry i oschły. Wtedy spojrzałam na podłogę. Była pokryta szronem. Tak samo jak ściany i sufit. Traktowała mnie tak, zamykała na cztery spusty tylko dlatego, bo bała się że ludzie uznają że zdradziła mojego ojca. Ona nie ma żadnych uzdolnień magicznych, tak samo jak ojciec. Więc dlaczego ja mam? Dlaczego ja umiem czarować? A jeżeli już umiem czarować to dlaczego nie jakąś potężniejszą mocą? Tylko lód. Zimny, jak serce mojej matki.
- Elino, wołają cię do sali tronowej. To ważne - Ojciec poszedł. Odgarnęłam swoje super jasne włosy z czoła i otworzyłam drzwi.
- Kto przyszedł? - Zapytałam.
- Sam nie wiem. - Odpowiedział. Zeszłam po schodach. W sali już czekali. Matka i ten krasnolud. 
- Elino, Varric do ciebie. - Była zimna jak zwykle. Nie robiło to już na mnie żadnego wrażenia.
- O co chodzi? Przecież wszystko wyjaśniłam - Wzruszyłam ramionami. 
- Elino! Dama się tak nie zachowuje!- Krzyknęła mama. Miałam ochotę jej tak przypierdolić żeby się zbierała przez miesiąc. - Dama nie wzrusza ramionami. Dama... nie chodzi w spodniach jak mężczyźni, jak.... pospolite dziewuszyska! - Wrzasnęła.
- Dama też nie leci z toporem na mroczne pomioty - powiedziałam. Dusiłam to w sobie od miesięcy. Wydawało się, jakby chciała mnie udusić. Tak przynajmniej myślałam.
- Widzisz Varricu. Nie sądzę żebyś właśnie z tą córką chciał rozmawiać. Chyba chodziło ci o Valentinę. To taka towarzyska dziewczynka... - mówiła ale Varric jej przerwał.
- Tak właściwie to właśnie o nią mi chodziło. - Powiedział pełen spokoju.
- CO? - wykrzyknęła matka. No bo jak jej pyskata córunia może mieć więcej gości niż ta jej idealna dziewczynka? To niezrozumiałe!
- Mam dla niej pewną propozycję - powiedział. Matka patrzyłą na niego, a jej wyraz twarzy mówił "Co on do jasnej cholery pierdoli?!" a ja się tylko uśmiechnęłam. Czyli nie tylko ja doprowadzałam mamusię do cholery. 
- To będzie ciekawe - mruknęłam pod nosem. 
- Chciałbym ją wyszkolić w fachu złodziejskim - powiedział otwarcie. Nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam. - Tak postanowiłem.
- Przepraszam... możesz powtórzyć to co przed chwilą powiedziałeś?  - Poprosiłam
- Postanowiłem - Udawał głupa.
- NIe t-to wcześniej - jąkałam się.
- Tak? - Zapytał. Nie był pewien czy dobrze odpowiada.
- NIE DO CHOLERY! Chodziło o to zdanie! Co? Naprawdę chcesz mnie wychować na łotra? Na serio? 
- A co? Kto bogatemu zabroni? - Wzruszył ramionami. Zaśmiałam się bo mama wpadła w furię.
- Nie pozwolę, by moja córka, dziedziczka tronu Fereldenu, latała za jakimś krasnoludem na lekcje bycia łajdakiem! - Wykrzyknęła.
- Nie łajdakiem, tylko łotrem - poprawiłam ją - łotrzyk to określenie na wojownika posługującego się sztyletami, łukami, kuszą albo nawet byle jaką bronią jednoręczną, w dłoniach zazwyczaj ma po dwie bronie, posługuje się truciznami, bombami, pułapkami, działają w cieniu, czasami pomagają za lekką opłatą załatwić porachunki szlachty z innymi szlachcicami. Najczęściej noszą lekkie pancerze, które sprzyjają sztuce skradania, która jest niezbędna w wykonywaniu roboty. To jest dość dochodowe. - Powiedziałam wszystko co wiedziałam. Varric się uśmiechną.
- Widzisz? Dziewczyna nie jest wcale głupia. Tylko bezczelna i pyskata. I stara się myśleć logicznie, to cechuje właśnie prawdziwego łotra. - Te słowa brzmiały dziwnie. Wypowiedziane z myślą o mnie, jeszcze dziwniej. 
- Jeżeli myślisz że Elina będzie się u ciebie uczyła to się grubo mylisz. Ona jedzie do Orleis do przyjaciółki, nauczy się tam manier, i pozna bogatego lorda, który ją zaprowadzi przed ołtarz - Wypowiedziała.
- Już zaplanowałaś mi przyszłość? Zajebiście - Powiedziałam na głos. Spojrzała na mnie, jak na największego potwora jakiego kiedykolwiek widziała.
- To już przelało pałę goryczy! - Krzykną ojciec.
- Alistair, trzeba ją osłabić, ona jest najsilniejsza właśnie teraz, zrozum! Ona ma już dwadzieścia osiem lat, musi się nauczyć  jak być królową! Bo niedługo przyjdzie nasz czas! Zrozum to w końcu, po prostu to zrozum! - Krzyknęła.
- NIE! - Wrzasnęłam - To ty zrozum! Ja właśnie taka jestem! Nie potrzebuję się zmieniać tylko po to żeby dogodzić królestwu! Najważniejsze będzie chyba tylko to, żeby się o nie troszczyć i walczyć z Plagą jako szary strażnik! Na tym to polega, a nie na noszeniu kiecek które się opinają na dupie, nie chodzi o poślubienie jakiegoś pieprzonego lorda! Jak będę chciała, będę rządzić królestwem sama, i nikomu nic do tego! - Wykrzyknęłam. Wtedy do sali wkroczyła Leliana w towarzystwie mojej młodszej siostry. Matka natychmiast się opanowała.
- Elino, radzę ci iść się przebrać - powiedziała spokojnie.
- A co ci nie pasuje w moim ubraniu? - Zapytałam. DOskonale wiedziałam. Miałam na sobie znoszone spodnie, białą koszulę i płaszcz z czarnej skóry. Mi tam to pasowało, i wszystko jedno co mam na sobie, byle żeby to nie była kiecka. A tak właściwie, to kto by pomyślał? Ona : piękna, inteligenta, dystyngowana, elegancka i nie magiczna. A ja? Niedbała, nie zbyt ładna blondynka (to znaczy ja tak widzę siebie, inni mogą widzieć inaczej) której inteligencja wynosi niżej przeciętnej, przynajmniej tak sądzę po tym jak ona mnie traktuje. Podobno przed moimi narodzinami była to ciepła i bardzo serdeczna osoba. Więc co się z nią stało? Zacisnęłam ręce w pięści.  - Dobrze, pójdę - Powiedziałam cicho.  Pobiegłam do pokoju przeskakując co dwa schodki. Miałam tam znienawidzoną sukienkę. Miałam ją na pogrzebie babci. złe wspomnienia, niestety. Była niebieska, z gorsetem w fioletowo niebieskie wzory, i z czarnymi rękawami. Nienawidzę sukienek. Wcisnęłam się w nią z trudem i z obrzydzeniem patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Nienawidziłam tego jak łatwo mnie zmanipulowała. Nienawidzę samej siebie. Moja duma, moja dusza, moje całe życie, w jednej chwili, może mi zabrać ten jeden, jebany wybryk. Wyszłam z pokoju. Valentina na mnie spojrzała, tymi oczami szczeniaczka.
- O co chodzi? - Zapytałam się jej. Uśmiechnęła się.
- Dama, nie pyta się, o co chodzi - Upomniała mnie matka. 
- A MOŻE JA NIE CHCĘ BYĆ DAMĄ!? - Krzyknęłam - Moje życie... moje życie jest do dupy! Bycie królewną Fereldenu jest do dupy! - Łaziłam w kółko. 
- Elino, zachowuj się, mamy gościa. - Powiedziała z powagą.
- Jebać gości! Niech wiedzą jak królowa wychowała swoją córkę - Prychnęłam - Bo ciebie obchodzi tylko polityka. - Poszłam w kierunku bramy. - Nie chcę już z nikim rozmawiać - Warknęłam. Wtedy Valentina zabrała moją rękawiczkę.
- Elino, co się stało? powiedz, proszę! - Błagała.
- To nie twoja sprawa! - Warknęłam - Oddawaj rękawiczkę! - krzyknęłam. 
- Nie... Elina, proszę! Nie chcę tak żyć... 
- Więc daj mi odejść - Do oczu napłynęły łzy.
- CO JA CI TAKIEGO ZROBIŁAM? 
- Przestań dobrze - Powiedziałam cicho, ale na tyle głośno, żeby słyszała.
- Nie! Nie przestanę! Dlaczego się ode mnie odwracasz? Dlaczego przed wszystkim uciekasz? Dlaczego odrzucasz cały świat? CZEGO TY SIĘ TAK STRASZNIE BOISZ? - Krzyknęła.
- POWIEDZIAŁAM PRZESTAŃ! - Wrzasnęłam i machnęłam ręką tworząc lodowy mur. Nie kontrolowałam tego. Wiem o tym. 
- Elina..? - Powiedziała cicho. - Ty jesteś.... Apostatką? - Łzy napłynęły jej do oczu. 
- Leliano - Zaczęła mama - Jednak, musisz ją teraz zabrać do Orleis. - Zwróciła się do mnie - Elino, jesteś gotowa? - Zapytała.
- Ja nigdy nie będę gotowa - Powiedziałam pod nosem. Służąca przyniosła moją skrzynię z ubraniami i rzeczami osobistymi.
Mama do mnie podeszła. Chwyciła mnie za ramiona - Chcesz mnie zgnoić zanim wyjadę? - Zapytałam przygnębionym głosem. 
- Nie... Nie córeczko - Przytuliła mnie. To było dziwne. - Robię to dla twojego dobra. Wszystko co robiłam było dla twojego dobra. W Kręgu... byłam tam. Gdy walczyliśmy z Plagą. uratowałam, z twoim Ojcem, Lelianą i Morrigan Krąg, przed demonami. Było tam nie bezpiecznie, dlatego zarzekłam Kręgu, że na pewno nad tym zapanujesz, że nie będziesz nawet tego używać... Ale... źle zrobiłam, wiem, ale nie chciałam żebyś była dzika, Templariusze już wiedzą do czego jesteś zdolna... Zabiłaś Trolla.... Wbiłaś mu sztylet prosto w oko - Mówiła. - Kocham cię córeczka - Przytuliła mnie - W Orleis, Krąg działa najsłabiej, Templariusze nie są aż tak czujni jak w Kirkwell. _ odgarnęła moje włosy z czoła - Musisz uciekać. - Powiedziała. Nie chciałam uciekać. Mogłam zostać tutaj, i uczyć się na łotra, jak chciał Varric. 
- Elino! Musimy już jechać! - Zawołała za mną Leliana. 
Weszłam do powozu. Odwróciłam się ostatni raz. Uśmiechnęłam się w stronę mamy,  która odzyskała powagę. Valentina patrzyła na mnie tymi swoimi wielgaśnymi oczami. Miałam ochotę płakać, ale tego nie zrobiłam.
- Nie pozwól im wejść. Nie pozwól im zobaczyć. Stań się grzeczną dziewczynką, i zawsze masz nią być. - Powiedziałam sama do siebie. Powóz zatrzasnął za mną swoje drzwiczki. Moje życie zniknęło. 


Hawke & Varric


- Fajnie że jesteś - Powiedział Apostata popijając specjalnością lokalu Pod Wisielcem, czyli whisky doprawioną szczurzymi bobkami.
- Zacznijmy od tego, że zawsze tu jestem. A na przywitanie zamiast "Fajnie że jesteś" mogłeś powiedzieć "ZAJEBIŚCIE CIE WIDZIEĆ STARY PRZYJACIELU" albo przynajmniej postawić mi browara - Krasnolud usiadł naprzeciw Hawke. Mag zawołał kelnerkę i poprosił o jednego dużego browara - Zadowolony? - Zapytał znudzony.
- Jak cholera - Powiedział Varric - A więc, co cię tu sprowadza.
- Potrzebuję pomocy - Hawke stał się poważniejszy niż zazwyczaj - Zabiłem trzeciego demona z Dziesięciu, Sakura nie żyje.
- No to zajebiście! - Rzekł uradowany Varric, prawie tańcząc na stole. Hawk walnął w stół.
- NIE! WCALE NIE ZAJEBIŚCIE! - Wrzasnął. Cała karczma skupiła wzrok na nim. Uspokoił się. - Chodzi o to, że każdy kolejny demon jest coraz silniejszy - Ściszył głos - Potrzebuję pomocy bo inaczej....
- Uwolnią Abaddona - Dokończył Varric. 
- Dokładnie. Żeby zabić pozostałych potrzebuję pomocy...
- Rozumiem.... Fenris wyjechał pomóc siostrze, która właśnie urodziła, Zevran własnie bawi się w Antiviańskim burdelu, Merril jest w swoim klanie, Leliana własnie jedzie do Orleis... 
- A Izabela? - Dopytywał.
- Stoi za tobą - Za Hawke pojawiła się Izabela. Odeszła do niego i się połączyli w namiętnym pocałunku. - Cześć, draniu - Powiedziała. 
- No weźcie! Bianka nie może na to patrzeć! Ja z resztą też! - Powiedział Varric z obrzydzeniem. Izabela się zaśmiała.
- A więc, potrzebuję pomocy. Muszę znaleźć kogoś potężnego, czyjej mocy jeszcze nie znały...
 - Znam kogoś takiego - Powiedział Varric.
- Kto to?
- Dziedziczka Tronu Fereldenu. Jak już mówiłem, Leliana jedzie do Orleis, jedzie tam z nią. Na rozkaz Królowej Villian
 by jej najstarsza córka, Elina, stała się godna korony. - Słowa krasnoluda brzmiały inaczej niż inne. Były przesiąknięte powagą. 
- No to dupa! Nie zabierzemy do boju córki Theirinów!
- Z rekrutujemy ją. Ona jest stworzona do tej roboty, Ja ją nauczę strzelać z kuszy, Izabela korzystać ze sztyletów. Wezwiemy jeszcze Fenrisa i resztę. 
- A jak ją zabierzemy z Orleis?
- W moim wyniosłym umyśle, rysuje się już pewnie plan... 

CDN

1 komentarz:

  1. Czemu nie publikujesz 2 rozdziału . Proszę to jest naprawsę fajne

    OdpowiedzUsuń